— I czemu pan to przypisuje?... — zapytała, spuszczając oczy.
— Przede wszystkiem pani... A następnie temu, że nareszcie zdobyłem się na jasne sformułowanie przed kimś rzeczy, którąm oddawna rozumiał, alem nie miał odwagi uznać. Panna Izabela to kobieta innego gatunku, aniżeli ja, i tylko jakieś obłąkanie mogło mnie przykuć do niej.
— I co pan zrobi po tem ciekawem odkryciu?
— Nie wiem.
— Nie znalazł pan czasem kobiety swego gatunku?...
— Może.
— Zapewne jest nią ta pani... pani Sta... Sta...
— Stawska?... Nie. Prędzej byłaby nią pani.
Pani Wąsowska podniosła się z fotelu z miną bardzo uroczystą.
— Rozumiem — rzekł Wokulski. — Mam już odejść?
— Jak pan uważa.
— I na wieś nie pojedziemy razem?
— O, to z pewnością... Chociaż... nie bronię panu przyjechać tam... Zapewne będzie u mnie Bela...
— W takim razie nie przyjadę.
— Nie twierdzę, że będzie.
— I zastałbym tylko samę panią?
— Przypuszczam.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/370
Ta strona została uwierzytelniona.