— I rozmawialibyśmy tak, jak dzisiaj?... Jeździlibyśmy na spacer, jak wówczas?...
— I naprawdę rozpoczęłaby się między nami wojna — odparła pani Wąsowska.
— Ostrzegam, żebym ją wygrał.
— Doprawdy?... I może zrobiłby mnie pan swoją niewolnicą?...
— Tak. Przekonałbym, że potrafię mieć władzę, a później u nóg pani błagałbym, ażebyś przyjęła mnie na swego niewolnika...
Pani Wąsowska odwróciła się i wyszła z salonu. Na progu zatrzymała się chwilę i, zlekka odwracając głowę, rzekła.
— Do widzenia... na wsi!...
Wokulski opuścił jej mieszkanie, jak pijany. Znalazłszy się na ulicy, szepnął:
— Oczywiście zgłupiałem.
Spojrzał za siebie i zobaczył w oknie panią Wąsowską, która wyglądała zpoza firanki.
„Do licha! — pomyślał. — Czy ja znowu nie wlazłem w jaką awanturę?...“
Idąc ulicą, Wokulski wciąż zastanawiał się nad zmianą, jaka w nim zaszła.
Zdawało mu się, że z otchłani, w której panuje noc i obłęd, wydobył się na jasny dzień... Pulsa biły mu silniej, oddychał szerzej, myśli toczyły się z niezwykłą swobodą; czuł jakąś rzeźkość w całym organizmie i niedający się opisać spokój w sercu.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/371
Ta strona została uwierzytelniona.