— Nie lubi kobiet — dodał Wokulski — a w dodatku miewa gorzkie dni i wtedy wygaduje herezye.
— Czasami nie bez racyi — rzekł Ochocki. — Ale też dobrze trafił ze swemi poglądami!... Bo akurat przed godziną miałem uroczystą rozmowę z ciotką, która koniecznie namawia mnie, abym się żenił, i dowodzi, że nic tak nie uszlachetnia człowieka, jak miłość zacnej kobiety...
— On nie radził panu, tylko mnie.
— Ja też właśnie, gdym słuchał jego wywodów, myślałem o panu. Wyobrażam sobie, jakbyś pan wyglądał, zmieniając co kwartał kochanki, gdyby kiedy stanęli przed panem ci wszyscy ludzie, którzy dziś pracują na pańskie dochody i zapytali: „Czem się wywdzięczasz nam za nasze trudy, nędzę i krótsze życie, którego część tobie oddajemy?... Czy pracą, czy radą, czy przykładem?...“
— Jacyż dziś ludzie pracują na moje dochody? — spytał Wokulski. — Wycofałem się z interesów i zamieniam majątek na papiery.
— Jeżeli na listy zastawne ziemskie, to przecież kupony od nich płacą parobcy; a jeżeli na jakieś akcye, to znowu ich dywidendy pokrywają robotnicy kolejowi, cukrowniani, tkaccy, czy ja zresztą wiem jacy?...
Wokulski jeszcze bardziej spochmurniał.
— Proszę pana — rzekł — czy ja potrzebuję
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/376
Ta strona została uwierzytelniona.