— Cóżby to było złego ożenić się?... — rzekł półgłosem.
— Dajże mi pan spokój!... Ubogiej żony nie wykarmię, bogata wciągnęłaby mnie w sybarytyzm, a każda byłaby grobem moich planów. Dla mnie trzeba jakiejś dziwnej kobiety, któraby razem ze mną pracowała w laboratoryum; a gdzież znajdę taką?...
Ochocki zdawał się być mocno rozstrojony i zabrał się do wyjścia.
— Więc, kochany panie — mówił, żegnając się z nim Wokulski — sprawę pańskiego kapitału obgadamy. Ja gotów jestem spłacić pana.
— Jak pan chce... Nie proszę o to, ale byłbym bardzo wdzięczny.
— Kiedy pan wyjeżdżasz do Zasławka?
— Jutro, właśnie przyszedłem pożegnać pana.
— A więc interes gotów — zakończył, ściskając go Wokulski, — W październiku możesz pan mieć pieniądze.
Po wyjściu Ochockiego, Wokulski położył się spać. Doznał dziś tylu silnych i sprzecznych wrażeń, że nie umiał ich uporządkować. Zdawało mu się, że od chwili zerwania z panną Izabelą, wchodził na jakąś straszną wysokość, otoczoną przepaściami i dopiero dziś dosięgnął jej szczytów, a nawet zeszedł na drugi skłon, gdzie ujrzał jeszcze niewyraźne, lecz całkiem nowe horyzonty.
Jakiś czas snuły mu się przed oczyma roje ko-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.