— Muszę gdzieś wyjechać — rzekł do siebie — muszę odpocząć, a później... zobaczymy...
Po południu wysłał długą depeszę do Suzina, do Moskwy.
Na drugi dzień, około pierwszej, kiedy Wokulski jadł śniadanie, wszedł lokaj pani Wąsowskiej i oświadczył, że pani czeka w powozie.
Gdy wybiegł na ulicę, pani Wąsowska kazała mu usiąść.
— Zabieram pana — rzekła.
— Czy na obiad?...
— O nie, tylko do Łazienek. Bezpieczniej mi będzie rozmawiać z panem przy świadkach i na wolnem powietrzu.
Ale Wokulski był pochmurny i milczał.
W Łazienkach wysiedli z powozu, minęli pałacowy taras i zaczęli spacerować po alei dotykającej amfiteatru.
— Musi pan wejść między ludzi, panie Wokulski — zaczęła pani Wąsowska. — Musi ocknąć się pan ze swej apatyi, bo inaczej minie pana słodka nagroda...
— Och?... aż tak...
— Niezawodnie. Wszystkie damy są zainteresowane pańskiemi cierpieniami i założę się, że niejedna chciałaby odegrać rolę pocieszycielki.
— Albo pobawić się mojem rzekomem cierpieniem, jak kot poranioną myszą?... Nie, pani, ja
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/382
Ta strona została uwierzytelniona.