humorze, sądzę jednak, że to minie. Ale... ale... Oto list — dodała, wsuwając mu w rękę kopertę — który niech pan przeczyta. Popełniam niedyskrecyą, ale wiem, że mnie pan nie zdradzi, a postanowiłam sobie ostatecznie rozwikłać nieporozumienie między panem i Belą. Jeżeli mi się zamiar uda, niech pan spali, jeżeli nie... niech mi pan ten list przywiezie na wieś... Adieu!
Siadła do powozu i zostawiła Wokulskiego na ogrodowej szosie.
— Do licha, czyżbym ją obraził?... — rzekł do siebie. — A szkoda, bo warta grzechu!...
Szedł powoli w stronę alei Ujazdowskiej i myślał o pani Wąsowskiej.
„Głupstwo!... przecież jej nie oświadczę, że mam na nią apetyt... A zresztą, choćbym trafił na dobrą chwilę, cobym dał jej wzamian?... Nawet nie mógłbym powiedzieć, że ją kocham“.
Dopiero w domu Wokulski otworzył list panny Izabeli.
Na widok drogiego niegdyś pisma przeleciała po nim błyskawica żalu; ale zapach papieru przypomniał mu te dawne, bardzo dawne czasy, kiedy jeszcze zachęcała go do urządzania owacyi Rossiemu.
— To był jeden paciorek z różańca, na którym panna Izabela odprawiała nabożeństwo!... — szepnął z uśmiechem.
Zaczął czytać.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/385
Ta strona została uwierzytelniona.