— O!... — westchnęła i szybko weszła do następnego pokoju.
„Zdaje mi się — myślał Wokulski, schodząc ze schodów — że w tej chwili załatwiłem dwa interesa... Kto wie, czy Szuman nie ma racyi?...“
Od pani Wąsowskiej pojechał do mieszkania Rzeckiego. Stary subjekt był bardzo mizerny i ledwie podniósł się z fotelu. Wokulskiego głęboko poruszył jego widok.
— Czy ty się gniewasz stary, że tak dawno nie byłem u ciebie? — rzekł, ściskając go za rękę.
Rzecki smutnie pokiwał głową.
— Alboż ja nie wiem, co się z tobą dzieje?... — odparł. — Bieda... bieda na świecie!... Coraz gorzej...
Wokulski usiadł zamyślony, Rzecki począł mówić:
— Widzisz, Stachu, ja już miarkuję, że mi czas iść do Katza i do moich piechurów, co tam, gdzieś, wyszczerzają na mnie zęby, żem maruder... Wiem, że cokolwiek postanowisz ze sobą, będzie mądre i dobre, ale... Czy nie byłoby praktycznie, gdybyś się ożenił ze Stawską?... Przecież to, jakby twoja ofiara...
Wokulski schwycił się za głowę.
— Boże miłosierny! — zawołał — a kiedyż ja się wyplączę z tych babskich stosunków?... Jedna pochlebia sobie, że ja stałem się jej ofiarą, druga jest moją ofiarą, trzecia chciała zostać moją ofiarą,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/393
Ta strona została uwierzytelniona.