W końcu lipca Henryk Szlangbaum wyprawiał urodziny, jako właściciel sklepu i naczelnik naszej spółki. A choć i w połowie nie wystąpił tak, jak Stach w roku zeszłym, jednakże zbiegli się wszyscy przyjaciele i nieprzyjaciele Wokulskiego i pili zdrowie Szlangbauma... aż okna się trzęsły...
Oj, ludzie, ludzie!... Za pełnym talerzem i butelką wleźliby do kanału, a za rublem, to już nawet nie wiem gdzie.
Fiu! fiu!... Pokazano mi dzisiaj kuryerek, w którym pani baronowa Krzeszowska nazywa się jedną z najzacniejszych i najlitościwszych naszych niewiast, za to, że dała 200-cie rubli na jakiś przytułek. Widocznie zapomniano o jej procesie z panią Stawską i awanturach z lokatorami.
Czyby mąż tak babę ujeździł?...
Przeciw żydom ciągle rosną kwasy. Niebrak nawet pogłosek o tem, że żydzi chwytają chrześciańskie dzieci i zabijają na macę.
Kiedy słyszę takie historye, dalibóg! że przecieram oczy i zapytuję samego siebie: czy ja teraz majaczę w gorączce, czyli też cała moja młodość była snem?...
Ale najbardziej gniewa mnie uciecha doktora Szumana z tego fermentu.
— Dobrze tak parchom!... — mówi. — Niech