rozwinęła się w nim i szła dosyć szybko pod wpływem jakichś zmartwień.
Zajęć miał niewiele. Zrana przychodził do sklepu niegdyś Wokulskiego, obecnie Szlangbauma, lecz bawił tam dopóki nie zaczęli się schodzić subjekci, a nadewszystko goście. Goście bowiem, niewiadomo nawet dlaczego, przypatrywali mu się ze zdziwieniem, a subjekci, dziś z wyjątkiem pana Zięby, starozakonni, nietylko nie okazywali mu szacunku, do którego przywykł, ale nawet, wbrew upomnieniom Szlangbauma, traktowali go w sposób lekceważący.
W tym stanie rzeczy pan Ignacy coraz częściej myślał o Wokulskim. Nie z racyi, ażeby lękał się jakiegoś nieszczęścia, ale ot tak sobie.
Zrana, około szóstej, myślał: czy Wokulski wstaje, czy śpi o tej porze, i gdzie jest?... W Moskwie, czy może już wyjechał z Moskwy i dąży do Warszawy? W południe przypominał sobie te czasy, kiedy prawie nie było dnia, ażeby Stach nie jadł z nim obiadu, wieczorem zaś, szczególniej kładąc się do łóżka, mówił:
„Zapewne Stach jest u Suzina... To dopiero używają!... A może wraca w tej chwili do Warszawy i w wagonie zabiera się do spania?...“
Ilekroć zaś wszedł do sklepu, a robił to pokilka razy na dzień, mimo niechęci subjektów i drażniącej grzeczności Szlangbauma, zawsze my-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/401
Ta strona została uwierzytelniona.