Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/405

Ta strona została uwierzytelniona.

W ciągu tego wyjaśnienia, pan Szprot ustawił na stole trzy kufle i odkorkował trzy butelki.
— No, tylko spojrzyj, panie Ignacy — mówił radca, podnosząc napełniony kufel. — Kolor starego miodu, piana jak śmietana, a smak szesnastoletniej dziewczyny. Skosztujże... Coto za smak i coto za posmak?... Gdybyś zamknął oczy, przysiągłbyś, że to jest ale... O!... uważasz?.. Ja powiadam, że przed takiem piwem należałoby płukać usta... Powiedzże sam: piłeś kiedy coś podobnego?...
Rzecki wypił pół kufla.
— Dobre — rzekł. — Zkądże jednak przyszło radcy do głowy, że Wokulski zbankrutował?
— Bo nikt w mieście nie mówi inaczej. Przecież człowiek, który ma pieniądze, sens w głowie i nikogo nie zarwał, nie ucieka z miasta Bóg wie gdzie...
— Wokulski wyjechał do Moskwy.
— Tere, fere!... Tak wam powiedział, ażeby zmylić ślady. Ale sam się złapał, skoro wyrzekł się nawet swoich pieniędzy...
— Czego się wyrzekł?... — spytał już rozgniewany pan Ignacy.
— Tych pieniędzy, które ma w banku, a nadewszystko u Szlangbauma... Przecież to razem wyniesie ze dwakroć sto tysięcy rubli... Kto więc taką sumę zostawia bez dyspozycyi, poprostu rzuca ją w błoto, ten jest albo waryat, albo... zmaj-