Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/407

Ta strona została uwierzytelniona.

wiek uczciwy?... No, pijże, panie Ignacy!... — zawołał, trącając jego kufel swoim. — Nasze kawalerskie!... Panie Szprot, pokaż, co umiesz... nie kompromituj się przy chorym...
— Hola!... — odezwał się doktor Szuman, który od kilku chwil stał na progu, nie zdejmując kapelusza z głowy. — Hola!... A cóżto wy, moi panowie, jesteście ajentami domu pogrzebowego, że mi w taki sposób urządzacie pacyenta?... Kazimierzu! — zawołał na służącego — wyrzuć mi te butelki do sieni... A panów proszę, ażebyście pożegnali chorego... Szpital, choćby na jednę osobę, nie jest knajpą... To pan tak wykonywasz moje zlecenia?... — zwrócił się do Rzeckiego. — To pan, mając wadę serca, będziesz mi urządzał pijatyki?... Może jeszcze zaprosicie sobie dziewczęta?... Dobrej nocy panom... — rzekł do radcy i Szprota — a na drugi raz nie otwierajcie mi tu piwiarni, bo was zaskarżę o zabójstwo...
Panowie radca Węgrowicz i ajent Szprot wynieśli się tak szybko, że gdyby nie gęsty dym ich cygar, możnaby myśleć, że nikogo nie było w pokoju.
— Otwórz okno... — mówił doktor do służącego — Oj, to! to!... — dodał patrząc ironicznie na Rzeckiego. — Twarz w płomieniach, oczy szkliste, pulsa biją tak, że słychać na ulicy...
— Słyszałeś pan, co on mówił o Stachu?... — spytał Rzecki.