Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/412

Ta strona została uwierzytelniona.

wie, nato, dalibóg! trzeba mieć w wysokim stopniu rozwiniętą psychozę...
— Zkądże te wiadomości? — spytał Rzecki.
— Z najlepszego źródła, bo od Szlangbauma, któremu zbyt wiele zależy na tem, ażeby dowiedzieć się o projektach Wokulskiego. Ma mu przecież, w początkach października, zapłacić sto dwadzieścia tysięcy rubli... No, a gdyby kochany Stasio w łeb sobie palnął, czy utonął, czy umarł na żółtą febrę... Rozumiesz pan?... Wówczas moglibyśmy albo całemu kapitałowi ukręcić szyję, albo przynajmniej obracać nim z pół roku bez procentu... Pan już chyba poznałeś Szlangbauma? On przecież mnie... mnie chciał okpić!...
Doktor biegał po pokoju i giestykulował rękoma w taki sposób, jak gdyby sam był dotknięty początkami psychozy. Nagle zatrzymał się przed panem Ignacym, popatrzył mu w oczy i schwycił za rękę.
— Co... co... co?... Puls przeszło sto?... Miałeś pan dziś gorączkę?...
— Jeszcze nie.
— Jakto: nie?... Przecież widzę...
— Mniejsza!... — odparł Rzecki. — Czyby jednakże Stach zrobił coś podobnego?...
— Ten nasz dawny Stach, pomimo romantyzmu, możeby nie zrobił; ale ten pan Wokulski, zakochany w jaśnie wielmożnej pannie Łęckiej,