chwiały nadziejami Rzeckiego. Jużci, jeżeli kto, to tylko akademia francuska mogłaby ocenić wartość owych metali, czy balonów... A jeżeli mędrcy zadecydowali, że Geist jest waryatem, to już chyba Wokulski nie miałby co robić u niego.
„Gdzie i poco w takim razie wyjechał? — myślał Rzecki. — Ha, oczywiście wyjechał w podróż, bo mu tu było źle... Jeżeli Ochocki musiał opuścić mieszkanie, w którem dokuczyła mu tylko gramatyka grecka, to Wokulski mógł tembardziej wynieść się z miasta, gdzie mu tak dokuczyła kobieta... I gdybyż to tylko ona!... Czy był kiedy człowiek bardziej szkalowany od niego?...“
„Ale dlaczego on zrobił prawie testament i jeszcze napomykał w nim o śmierci?... — dodawał pan Ignacy.
Tę wątpliwość rozjaśniła mu wizyta Mraczewskiego. Młody człowiek przyjechał do Warszawy niespodzianie i przyszedł do Rzeckiego z miną zakłopotaną. Rozmawiał urywkowo, a wkońcu napomknął, że pani Stawska waha się przyjąć darowizny Wokulskiego i że jemu samemu dar ten wydaje się niepokojącym...
— Dzieciak jesteś, mój kochany!... — oburzył się pan Ignacy. — Wokulski zapisał jej czy Helci 20.000 rubli, bo polubił kobietę; a polubił ją, bo w jej domu znajdował spokój w najcięższych czasach dla siebie... Wiesz przecie, że kochał się w pannie Izabeli?...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/427
Ta strona została uwierzytelniona.