Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/436

Ta strona została uwierzytelniona.

tej pannie, która podobno codzień jeździła tęsknić do tych gruzów...
— Ależ to byłoby dzieciństwo!... Czterdziestoletni chłop nie może postępować jak uczeń...
— Kwestya temperamentu — odparł Rzecki spokojnie. — Jedni odsyłają pamiątki, a on swoję wysadził w powietrze... Szkoda tylko, że tej Dulcynei nie było między gruzami.
Doktor zamyślił się...
— Wściekła bestya!... Ale gdzieżby teraz się podział, jeżeliby żył?...
— Teraz właśnie podróżuje z lekkiem sercem. A nie pisze, bośmy mu już widać wszyscy obrzydli... — dokończył ciszej pan Ignacy. — Zresztą, gdyby tam zginął, pozostałby jakiś ślad...
— Swoją drogą nie przysiągłbym, że pan nie masz racyi, chociaż... ja w to nie wierzę — mruknął Szuman.
Kiwał smutnie głową i mówił:
— Romantycy muszą wyginąć, to darmo; dzisiejszy świat nie dla nich... Powszechna jawność sprawia to, że już nie wierzymy ani w anielskość kobiet, ani w możliwość ideałów. Kto tego nie rozumie, musi zginąć, albo dobrowolnie sam ustąpić...
Ale jaki to człowiek stylowy!... — zakończył. — Umarł przywalony resztkami feodalizmu... Zginął, aż ziemia zadrżała... Ciekawy typ, ciekawy...
Nagle schwycił kapelusz i wybiegł z pokoju mrucząc: