— Ale co pan tu robisz? — zapytał Rzecki — Chciał się podnieść z fotelu, lecz nie mógł.
— Mnie pan Szlangbaum kazał zostać tu dziś na noc...
— Poco?...
— Bo, widzi pan, panie Rzecki... z panem przychodzi tu do ustawiania ten Kazimierz... Więc pan Szlangbaum kazał mnie pilnować, ażeby on czego nie wyniósł... Ale że mnie się trochę niedobrze zrobiło, więc... ja pana bardzo przepraszam...
Rzecki już powstał z siedzenia.
— Ach, wy kundle!... — zawołał w najwyższej pasyi. — To wy mnie uważacie za złodzieja?... I zato, że wam darmo pracuję?...
— Przepraszam pana, panie Rzecki — wtrącił z pokorą Gutmorgen — ale... poco pan darmo pracuje?...
— Niechże was milion dyabłów porwie!.. — krzyknął pan Ignacy. Wybiegł ze sklepu i starannie zamknął drzwi na klucz.
— Posiedźże sobie do rana, kiedy ci niedobrze!... I zostaw pamiątkę swemu pryncypałowi — mruknął.
Pan Ignacy nie mógł spać całą noc. A ponieważ jego lokal dzieliła tylko sień od sklepu, więc około drugiej usłyszał ciche pukanie wewnątrz sklepu i stłumiony głos Gutmorgena, który mówił:
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/440
Ta strona została uwierzytelniona.