Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/441

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie Rzecki, niech pan otworzy... Ja zaraz wrócę...
Wkrótce jednak wszystko ucichło.
„O gałgany!... — myślał Rzecki, przewracając się na łóżku. — To wy mnie traktujecie jak złodzieja... Poczekajcież!“...
Około dziewiątej zrana usłyszał, że Szlangbaum uwolnił Gutmorgena, a następnie zaczął kołatać do jego drzwi... Nie odezwał się jednak, a kiedy przyszedł Kazimierz, zapowiedział mu, ażeby nigdy nie puszczał tu Szlangbauma.
— Wyniosę się ztąd — mówił — bodaj od Nowego Roku... Żebym miał mieszkać na strychu, albo wziąć numer w hotelu... Mnie zrobili złodziejem!... Stach powierzał mi krocie, a ten bestya lęka się o swoje tandeciarskie towary...
Przed południem napisał dwa długie listy: jeden do pani Stawskiej, proponując, ażeby sprowadziła się do Warszawy i zawiązała z nim spółkę; drugi do Lisieckiego, zapytując: czyby nie zechciał powrócić i objąć posady w jego sklepie?...
Przez cały czas pisania i odczytywania listów, złośliwy uśmiech nie schodził mu z twarzy.
„Wyobrażam sobie minę Szlangbauma — myślał — kiedy otworzymy mu pod nosem sklep konkurencyjny... he!... he!... he!... On mnie kazał pilnować... Dobrze mi tak, kiedym pozwolił rozpanoszyć się temu filutowi... He! he! he!
W tej chwili trącił rękawem pióro, które z biórka