upadło na podłogę. Rzecki schylił się, ażeby je podnieść i nagle uczuł dziwny ból w piersiach, jakby mu kto przebił płuca wąskim nożykiem. Na chwilę zaćmiło mu się w oczach i doznał lekkich mdłości; więc, nie podnosząc pióra, wstał z fotelu i położył się na szeslągu.
„Będę ostatnim cymbałem — myślał — jeżeli za parę lat Szlangbaum nie wyjdzie na Nalewki... Stary głupiec ze mnie!... troszczyłem się o Bonapartych i o całą Europę, a tymczasem wyrósł mi pod bokiem tandeciarz, który każe mnie pilnować jak złodzieja... No, ale przynajmniej nabrałem doświadczenia; wystarczy mi go na całe życie... Przestaniecie wy mnie teraz nazywać romantykiem i marzycielem...“
Coś jakby zawadzało mu w lewem płucu.
— Astma?... — mruknął. — Muszę ja się na seryo wziąć do kuracyi. Inaczej za pięć, sześć lat zostałbym kompletnym niedołęgą... Ach, gdybym się był spostrzegł dziesięć lat temu!...
Przymknął oczy i zdawało mu się, że widzi całe swoje życie, od chwili obecnej aż do dzieciństwa, rozwinięte nakształt panoramy, wzdłuż której on sam płynął dziwnie spokojnym ruchem... Uderzało go tylko, że każdy miniony obraz zacierał mu się w pamięci tak nieodwołalnie, iż w żaden sposób nie mógł przypomnieć sobie tego, na co patrzył przed chwilą. Oto obiad w hotelu Europejskim z powodu otwarcia nowego sklepu...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/442
Ta strona została uwierzytelniona.