Może zobaczył ją znowu, ale już nie nad ziemskim horyzontem.
Około drugiej w południe przyszedł służący pana Ignacego, Kazimierz, z koszem talerzy. Hałaśliwie nakrył do stołu, a widząc, że pan nie budzi się zawołał:
— Proszę pana, obiad wystygnie...
Ponieważ pan Ignacy nie ruszył się i tym razem, więc Kazimierz zbliżył się do szesląga i rzekł:
— Proszę pana...
Nagle cofnął się, wybiegł do sieni i zaczął pukać do tylnych drzwi sklepu, w którym jeszcze był Szlangbaum i jeden z jego subjektów.
Szlangbaum otworzył drzwi.
— Czego chcesz?... — szorstko zapytał służącego.
— Proszę pana... naszemu panu coś się stało...
Szlangbaum ostrożnie wszedł do pokoju, spojrzał na szesląg i również cofnął się...
— Biegnij po doktora Szumana... — zawołał. — Ja tu nie chcę wchodzić...
W tej samej porze u doktora był Ochocki i opowiadał mu, że wczoraj zrana powrócił z Petersburga, a w południe odprowadzał na pociąg wiedeński swoję kuzynkę pannę Izabelę Łęcką, która wyjechała za granicę.
— Wyobraź pan sobie — zakończył, że wstępuje do klasztoru!...