że ten siestrzanek to zdatniejszy od innego doktora, więc możeby on i tobie, stary, co poradził...
— Oj matusiu!... tak mnie kole... — szepnął chłopak w pace i zakaszlał.
— Niech kole, to i ty jego kol!... co ja tobie poradzę? — odparła kobieta. — Posłuchaj, stary! — zwróciła się do osłupiałego męża — ot widzisz, przecie to i twoje dzieci, pomóżże im. Oj, bodajem ja była pierwej oślepła, niżem wyszła za ciebie...
W tej chwili zatrzeszczały i zadudniły schody, a na progu izdebki ukazała się jakaś kobieta, jeszcze młoda, lecz wynędzniała i ubogo ubrana.
— Moja złocista pani Jakóbowa — zawołała przybyła — a oddajcież co prędzej statki, bo mi stara chyba łeb ukręci!...
— Statki?... — spytała przerażona praczka. — Statki?... a jakże ja dokończę?...
— Cóż ja na to poradzę, moiście wy!... Pókim mogła, pótym wam w sekrecie pożyczała, ale jak się wydało, stara ani słyszeć o was nie chce, woła, że pójdzie do cyrkułu, wyzywa od złodziei i powiada, że jak jej w moment nie oddacie balji i sagana, to wam policjantów naszle z całej Warszawy...
Praczka schwyciła rękoma za krawędź balji.
— Nie dam balji!... nie dam sagana!... nic nie dam!... Ja tu nigdzie statku nie dostanę, a w domu niema co jeść i robota pilna...
Przybyła załamała ręce.
— Bójcie się Boga! co wy gadacie?... To za moje dobre serce chcecie, żeby i mnie i was do cyrkułu powiedli? Jakóbowo!... kumo!...
Dzikie uniesienie biednej matki we łzy się rozpłynęło. Cóż miała robić? jak mogła nie oddać rzeczy, które nie były jej własnością?... To też nie dziw, że po kilkominutowych prośbach i zaklęciach, sama wreszcie wydobyła mokrą bieliznę z balji i sama pomogła wylać z naczyń do rynsztoka wodę
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.