Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

gorącą, dla przechowania której nawet Marcin, poczciwy bednarz, nie mógł jej statku wynaleźć...
Drobny ten napozór wypadek obezwładnił biedną kobietę, która siadłszy na jedynym stołku w izbie i ukrywszy twarz w fartuch, zaniosła się od płaczu.
— Ot tobie, stary, żona, ot tobie dzieci! — wołała, szlochając. — Chciało ci się żenić, masz teraz! Wszystko wali się na moją biedną głowę, a jakąż ja radę dam, kiedy z izby ostatni żeleźniaczek i balijka między Żydy już poszły!...
We drzwiach stanął smutny i zadyszany Franek.
— Matusiu — rzekł — we sklepiku nie chcą dać chleba i jeszcze mówią, żeby matusia za dawniejszy zapłaciła...
— Ale!... A skądże ja zapłacę, kiedym ostatni grosz na mydło wydała?
— Matusiu!... — szepnęło chore dziecię z łóżka — matusiu!... chyba my już dziś nic nie będziemy jedli?...
I uroniwszy te słowa, biedactwo utkwiło bojaźliwe spojrzenie w zapłakanej twarzy matki.
Od palącego duszę wzroku dziewczyny, Jakóbowa odwróciła oczy w inną stronę, a tam zobaczyła pożółkłą twarz kaszlącego chłopca, który ze swojej paki wytknął najeżoną głowę; spojrzawszy ku drzwiom, spotkała trzy pary lękliwie pytających o chleb źrenic; zwróciła się wreszcie ku kominowi, lecz i tam znowu dostrzegła oczy, okrągłe, zapadłe oczy swego biednego męża, utkwione w nią z jakimś bezsilnym wyrazem.
Wówczas w sercu tej kobiety żal i rozpacz przemieniły się we wściekłość; łzy jej oschły, a przed chwilą uboga praczka zamieniła się teraz w wilczycę, która wietrzy niebezpieczeństwo i postanawia bronić szczeniąt.
— Słuchaj-no stary! — syknęła przez zaciśnięte zęby do męża, kładąc mu na ramieniu ciężką, spracowaną i jeszcze wilgotną rękę. — Słuchaj i rusz-no się, bo w domu niema nic...
Stary milczał; żona wstrząsnęła nim.
— Słuchaj, stary, radź co teraz, boś ty chłop, a mnie już