— Jakóbie! — zawołał bednarz, podnosząc głowę — a zejdźta ino na dół... — Nagle urwał i potem niespokojnie dodał: — Co jemu jest?...
— Co jemu jest? — powtórzył wybladły gospodarz, patrząc w dymnik.
W tej chwili w bramie domu ukazała się praczka, niosąc na rękach znalezioną, śpiącą ze zmęczenia dziewczynę; obok niej biegł najstarszy chłopiec z potężnym kęsem chleba, nad zmniejszeniem którego nader usilnie pracował.
Zobaczywszy sędziwego Żyda, Jakóbowa zaczęła mu dziękować; ten jednak machnął niecierpliwie ręką i poszedł na górę, a za nim bednarz i praczka z dziećmi, w towarzystwie kilkorga podwórzowych gapiów.
Przede drzwiami komórki gospodarz zatrzymał się i rzekł:
— Wejdźcie wy naprzód, panie Marcinie...
Lecz i Marcin nie wszedł, spojrzał tylko w głąb komórki przez szczelinę między deskami i cofnął się przerażony.
Nie wiedząc, o co chodzi, Jakóbowa pierwsza stanęła we drzwiach, a za nią gapie.
— O Matko moja Boska! — zawołała nagle kobieta — a cóżeś ty zrobił najlepszego Jakóbie!...
— Dajcie znać do policji — dodał ktoś. — Jakób się powiesił!
— Oderznijcie go, może jeszcze ciepły..;
— Nie dotykajcie się, bo za to kryminał!
Powstał zgiełk i bieganina; najsprzeczniejsze zdania krążyły między gromadą, która w kilka minut zapełniła korytarzyk i schody.
— A wa! a wa!... — lamentował gospodarz, drżąc na całem ciele. — Taki strach, taki grzech, taka kompromitacja!... Zaco on to zrobił?... poco on to zrobił?... Ja komornego nie brałem, ja jego dzieciom dopomagałem, ja za nim do zakonnic poszedłem, a on się powiesił... Nu, róbże tu ludziom dobrze, to oni ci tak zapłacą...
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.