wgórę, słowem strach, co się dzieje. A jakie sługi niegodziwe! Wyobraź sobie, że mi już emerytura nie wystarcza...
— Sądzę, kochana pani, że w roku bieżącym Bóg najwyższy da nam dobry urodzaj.
— I ja tak myślę, ale tymczasem musisz mi zrobić jedną grzeczność.
— Słucham szanownej pani.
— Widzisz jest tak. Dziś tydzień śnił mi się mój mąż nieboszczyk, który mi powiedział: „Franiu! Prusaka niedługo djabli wezmą, więc będzie lżej na świecie, ale tymczasem kup sobie magle, bo inaczej...“
— Cóż inaczej?...
— No, już nie pamiętam co, bom się obudziła i zaraz naturalnie wzięłam „Kurjera“ do ręki. Patrzę, magle są, na ulicy Chmielnej; sprzedaje je mój znajomy nawet, pan Bonifacy...
— To jest bardzo interesujące — wtrąciłem.
— Właśnie. Otóż chciałem cię, kochany panie, prosić, ażebyś zaszedł do niego i wypytał o cenę. Dam ci nawet „Kurjera,“ ale zróbże mi niezawodnie tę łaskę, bo już sama chodzić nie mogę.
Nie ociągając się, wziąłem „Kurjera“ z ogłoszeniem o maglach i poszedłem za wskazanym adresem.
Dom, w którym mieszkał pan Bonifacy, był mi znany. Odznaczał on się tem, że na trzeciem piętrze posiadał wielką liczbę kawalerskich mieszkań i że, o ile pamiętam, niezamożni studenci, którzy go zajmowali, nie mieli zwyczaju popełniać nadużycia zwanego opłatą za komorne.
Ponieważ pan Bonifacy zajmował właśnie jedno z owych kawalerskich pomieszkań, począłem więc wdrapywać się na górę. Minąłem bez wypadku pierwsze piętro, minąłem drugie i już postawiłem nogę na schodach do trzeciego, gdy wtem...
— A ty chłystku! a ty skurczypałko!... będziesz sobie wykpiwał z ludzi porządnych?... — zawołano nad moją głową.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.