kolegowałem z niejakim Stefanem... Kochaliśmy się bardzo. Kiedy profesor wykładał lekcją, a nasi towarzysze sensaci czytywali romanse, my obaj rznęliśmy w djabełka, albo pod ławką spaliśmy na jednym płaszczu.
Chłopak ten miał wielki spryt. To też kiedy jedni utrzymywali się z lekcyj, drudzy z przepisywania, inni nawet z czyszczenia butów profesorom, on opłacał mundur i stancją swoim dowcipem, bo ojciec coprawda, oprócz starych, panie dobrodzieju, szopów i wolterjańskich zasad nic mu nie zostawił.
Nawiasem wspomnę, że Stefanek a nie kto inny wynalazł loterją na rubla. Rozpisywał sto biletów po pięć groszy, losował — i wygrywającemu oddawał rubla, a sam chował półtora. Chcieli go tam i inni naśladować w tej sztuce, ale chłopak miał pięść, panie dobrodzieju, twardą i przy monopolu utrzymał się.
Mnie osobiście najwięcej imponował odwagą. W naszych czasach człowiek w dwudziestym roku życia nie bawił się w filozofją, ale jak i jego ojcowie w karty grał, czasem wypił, jeżeli co było, za dziewczętami, panie dobrodzieju, latał jak kot z pęcherzem, a dla strachów poszanowanie miał wielkie. Stefan zaś, o ile w hulatyce trzymał prym, o tyle kpił sobie z żywych i umarłych, tak jak naprzykład nasz kochany adwokat, co zresztą kryminału jeszcze nie stanowi.
Jednego dnia, jakoś w czasie egzaminów, zeszło się nas kilku na mojej stancji, gdzieśmy mieli pokoik pod strychem do nauki. W dzień, jeszcześmy tam miętosili trochę książczyny, ale jak nadszedł wieczór ciepły, widny, taki, panie dobrodzieju, pociągający do złego... odleciały, powiadam wam, książki w kąt! Każdy czuł, że trzeba dziś zrobić jakieś głupstwo, ponieważ jednak na to, coby się nam podobało, pieniędzy nie mieliśmy, ktoś zatem szepnął, aby iść na cmentarz...
W tym punkcie opowiadania, mecenas zauważył, że wieczór robi się chłodny, uwagę tę potwierdzili dwaj inni, skutkiem czego na stole ukazały się nowe szklanki ponczu.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.