— Jest płodem mojej własnej fantazji. Prawda, że piękna postać?... Odstąpię ją panu, z prośbą, abyś wymienił w książce i moje także nazwisko.
— Dobrze, panie mecenasie.
— Oprócz tego, racz pan podać mój adres z dodatkiem, że interesantów przyjmuję od dziesiątej do dwunastej, i że głównie powodzi mi się w regulowaniu działów, tudzież w sprawach rozwodowych.
Wyszedłem zgryziony, powieść moja bowiem zmniejszyła się o całe dwa tomy. Pozostał mi tylko patron, udałem się więc do niego.
— Czy pan mecenas dobrodziej nie raczyłbyś mi...
— Wiem, już wiem! — krzyknął przerażony. — Na rany boskie nie dotykaj pan tej głupiej sprawy!... Stefan nigdy w szynku nie grywał, nigdy pijakiem nie był, nigdy się nie wieszał, nigdy rubli na loterją nie puszczał!... To kompletnie bogaty chłopak i mój osobisty przyjaciel!...
Panie literacie! — ciągnął dalej obrońca. — Ja was wszystkich, panie dobrodzieju, bardzo szanuję, ale nie opisujcie tej historji, bo przez nią mogę stracić najprzyzwoitszego klienta, który mi dostarcza mnóstwo spraw i po książęcemu płaci.
Wybiegłem znękany.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.