Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

niecierpliwość tryska z każdego włosa jego czarnych wąsików. Światły ojciec dostrzega to i przerwawszy swój wykład o hodowli drobiu pod miastem, mówi do młodzieńca:
— Chciałbyś już wyjść?...
— Muszę — odparł syn.
— No, więc panowie wybaczą!
Goście uznają całą ważność interesów Alfonsa, który lekko skłoniwszy się im, niknie w pokoju bocznym. Następuje chwila milczenia, poczem zabiera głos przybyły własnemi końmi pan Paweł.
— Taki przystojny chłopak i dlaczego się nie żeni?...
Ojciec machnął ręką.
— Miał parę świetnych partyj, ale... Nieszczęśliwy w wyborze!
— W naszych stronach mówili coś o hrabiance Bostandżogło? — badał dalej Paweł.
— Było tam coś, było!... ale rozmyślił się. Hrabianka Bostandżogło miała dużo grymasów a posag wcale skromny! — odpowiedział ojciec z widocznym niesmakiem.
— Ja znowu słyszałem — wtrącił pan Piotr — że najwięcej Fonsiowi zaszkodziła siostra tą swoją nauką buchalterji...
— Anielcia uczy się buchalterji? — zapytał Paweł.
— Ach! uczy się, uczy!... — odparł gospodarz z największą niechęcią. — Ta dziewczyna uwzięła się nato, aby kompromitować nasze nazwisko.
— Nauka buchalterji nie kompromituje nazwiska — zaprotestował Paweł. — Sami przecież jesteście przemysłowcami.
— To zupełnie co innego! — rzekł gospodarz. — Ja wprawdzie byłem prezesem naszej spółki budowlanej, a Fonsio ma swój dom komisowy, ale my obaj jesteśmy mężczyźni, a operacje finansowe należą dziś do dobrego tonu...
— Więc Fonsio ma swój dom komisowy? Fiu! fiu! — dziwił się Paweł.
— Facecje! — wtrącił z lekceważącym uśmiechem Piotr.