Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jesteśmy zaproszeni, ale papa nie chce! — odparła smutnie Helenka.
— Czy to prawda, panie Gwizdalski?
Stary zmieszał się.
— Ależ moja pani!... Ja Kukalskich bardzo szanuję, Helenkę bardzo kocham, lecz każdy bal pociąga za sobą niesłychane wydatki, a czasy są ciężkie.
— Cóżto za wydatek kilkanaście rubli na sukienkę, raz na rok! Mój ojciec jest także oszczędny, a mimo to nie odmawia mi takich małych przyjemności — mówiła Klimcia.
Czy to skutkiem wpływu gorąca, czy też argumentacji miłej brunetki, której czarne oczy posiadały blask szczególny, pan Horacy zaczął silnie potnieć. Transpiracja ta pomyślnie oddziałała na usposobienie straszliwego starca, który tym sposobem pozbył się całego zapasu gniewu i głosem jagnięcia rzekł:
— Ja przecież Helci nie żałuję... Ileż to wszystko może kosztować?
— Tak to rozumiem! — zawołała z triumfem panna Klementyna. — Helciu, ucałuj ojca!
Nie widzimy potrzeby opisywać entuzjazmu, z jakim Helenka dziękowała papie za jego dowody przywiązania. Pan Horacy rozczulił się i na wniosek Klementyny obiecał dać córce na strój balowy aż dwadzieścia pięć rubli!
Po tym heroicznym czynie starzec prosił damy, aby mu pozwoliły zapalić fajkę. Na propozycją tę panny przystały z rozkoszą i poczęły naradzać się nad suknią.
— Powiadam ci, moja najdroższa — mówiła Helenka — że nie wiem nawet, kto mi uszyje tę suknią.
— Dasz do magazynu — radziła Klimcia.
— Poco? — wtrącił pan Horacy. — Mamy przecież w domu bardzo zdolną szwaczkę.
— Doskonale! — zawołała Helenka. — Ona winna papie za lokal i tym sposobem najłatwiej spłaci.