Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

mają tylko chleb czarny, dla umysłu nie dostają nic albo prawie nic, a dla serca — plewy z offenbachowskiego wiatraka!
Wytężona praca pozwalała Zosi zarabiać rubla, a niekiedy i dwa na dobę; mogła więc jeść dziewczyna codzień gorące kartofle, pić ciepłe mleko i... spłacać długi, przed rokiem i dawniej zaciągnięte u Żydów.
Krótko mówiąc, życie Zosi było pasmem cierpień i poświęceń, przenoszonych i dokonywanych z pogodną twarzą i niepospolitą energją ducha. Uboga ta szwaczka mogłaby się nazywać nie wiedzącym o godności swojej aniołem, gdyby... gdyby obok tego nie była opuszczoną, ładną, a więc i grzeszną dziewczyną. Nie myślimy się tu rozszerzać nad jej występkiem; powiemy tylko, że kusiciel i wspólnik jej był młodzieńcem o tyle wykwintnym, o ile nikczemnym, że równie jak ona mieszkał w domu pana Horacego i częste składał mu wizyty.
Zosia z okienka swego widziała niekiedy, jak elegant wbiegał na schody gospodarza; wiedziała, że gospodarz ten ma pieniądze i ładną córkę. Wówczas zamyślała się, odkładała nabok robotę i gorzko płakała.
We środę, około jedynastej z rana, Zosia, siedząc przy swej maszynie, usłyszała jakieś ciężkie stąpanie na schodach. Za chwilę w wąskich i niskich drzwiach izby ukazał się stróż.
Zosia ścierpła, pomyślawszy o niezapłaconem komornem.
— Panno! a jest tam panna? — zaczął stróż.
— Czego to chcecie, mój Józefie?
— Chcę, żeby panna poszła do roboty do naszej panienki.
— Cóżto za robota?
— Jakasić tam suknia do balu! — mruknął stróż.
— Mój drogi Józefie! — rzekła po namyśle szwaczka — powiedzcie wy lepiej, że mnie niema!... Ja się waszego pana bardzo boję...
— O!... a to czego? On ino taki krzykliwy, ale dobry człowiek, i jego się bać niema co.
— Ale ja mam teraz pilną robotę, za którą mi zapłacą,