powiedzieć jej o swem powodzeniu, aby z tą wiadomością połączyć oświadczyny, a tu — stryj go uprzedził!...
— Cóż teraz myślisz robić, panie Filipie? — badał dalej radca.
— A... nic! — odparł buchalter.
— Jakto nic? Ja na twojem miejscu zarazbym się ożenił. Tysiąc pięćset rubli na wsi to kapitał, za który można utrzymać żonę, a nawet kilkoro dzieci...
— Panie radco! — szepnął z wyrzutem nasz przyjaciel.
— Naturalnie, że tak — ciągnął stryj. — Cukier masz darmo, podobnież lokal, opał i światło. Drób, mąka, kasza i kartofle tańsze są niż u nas, a gdybyś nawet zapotrzebował mamki i niańki...
— Ależ panie radco!...
— Rozumie się! w pierwszym roku to jest konieczne...
— Kiedyż pan wyjeżdża na nową posadę? — wtrąciła panna Zofja.
— To zależy od...
— Od tego, czy się prędko ożeni — dodał radca.
Pan Filip doświadczał wrażeń człowieka, którego co kilka sekund oblewają gorącą wodą.
— Wieś po Warszawie zapewne wyda się panu bardzo smutną? — spytała Zofja.
— Żona go rozweseli! — odpowiedział radca. — Kochany panie Filipie, czyś oniemiał? Odezwijże się!
— Taki upał na dworze! — szepnął buchalter.
— Upał, czy nie upał, ale mów nam coś o swoich zamiarach! — zawołał stryj. — Wiesz przecie, że jestem twoim przyjacielem i wolałbym, ażebyś brał większą pensją. Żenisz się więc, czy nie?...
— Jeszcze nie, ale...
— Pannę już masz?
— Myślę, że szczegóły te nie należą do nas, stryju! — odezwała się Zofja.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.