rzekła Zosia, z miną, nie dowodzącą bynajmniej, aby ją ta przyjaźń zachwyciła.
— O tak, pani! — odparł kasjer.
Stryj radca pokręcił głową, i obaj panowie wyszli. Na schodach już Filip przypomniał sobie, że zostawił chustkę i chciał po nią wrócić; widząc jednak, że i troskliwy Piotr idzie za nim, wyrzekł się swego zamiaru.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi na górze, i Zosia zawołała:
— Czy pan Filip nie zostawił u nas cygarnicy?
Buchalter wbiegł na schody, lecz rączy jak jeleń kasjer uprzedził go i obejrzawszy cygarnicę, oświadczył, że takowa nigdy nie należała do Filipa.
Tym sposobem biedny nowożeniec nie mógł nawet ucałować rączek swej pani i poszedł smutny za Piotrem!...
PAŃSTWO MŁODZI WYBIERAJĄ SIĘ NA WOJAŻ.
Tydzień tylko czasu wolnego pozostał jeszcze młodym małżonkom, lecz parę pierwszych dni całkowicie zapełniły kwestje gospodarskie. Około jedynastej, po śniadaniu, stryj radca wychodził zwykle z panem Filipem do miasta oglądać i kupować meble, po obiedzie znowu, Zosia była zajęta upakowywaniem półmisków, talerzy, rondli i tym podobnych efektów, które wreszcie pod dozorem zaufanej sługi wyprawione zostały do Patykowa.
Wieczorem zaś przychodził z wizytą pan Piotr, umieszczał się jak najwygodniej między nowożeńcami i bawił ich kształcącą rozmową do północy, a następnie zabierał Filipa do siebie.
Znudziło to wkońcu stryja radcę, który trzeciego wieczora po ślubie rzekł:
— Wiecie co, moi kochani, jedźcie wy jutro do Częstochowy...