— Jestem buchalterem głównym w Patykowie.
— Zapewne ożeniłeś się kolega?
— A właśnie...
— I duża też konsolacja?...
— Jeszcze niema... Ale jadę do Częstochowy z chorą żoną i chciałbym prosić kolegę o osobny przedział...
— Rozumiem!... Z największą chęcią... Proszę państwa tu!... — mówił poczciwy konduktor, sadowiąc kolegę i jego żonę w przedziale klasy pierwszej, choć bilety mieli do drugiej.
— Jaki to miły człowiek! — odezwała się Zosia, gdy pociąg ruszył.
— Poczciwy kolega!... — odparł Filip. — Dziwna rzecz, że o parę mil za Warszawą spotykamy tak sympatycznych ludzi.
— I nie widzimy już pana Piotra, który uwziął się, aby nas prześladować... — dodała Zosia.
— O droga panno Zofjo!... — szepnął buchalter, siadając przy żonie.
— Więc teraz wierzysz pan, że nie gniewałam się?...
W tej chwili (w czasie najszybszego biegu pociągu) ukazała się w otwartem oknie wagonu szafirowa czapeczka.
— Niechże mnie kolega przedstawi swojej pani! — rzekł poczciwy konduktor.
— To ty, kolego?... Bój się Boga, możesz się zabić... Moja żona Zofja, kolega Witold...
— Bardzo mi przyjemnie...
— Ja także jestem żonaty — i bardzo rad będę złożyć szanownemu koledze i jego małżonce wizytę w Patykowie.
— Z niecierpliwością oczekujemy! — odparł słabym głosem buchalter.
— Żona moja nawet chce mieszkać na wsi podczas lata — ciągnął konduktor — poradzę jej więc, aby wyjechała do Patykowa...
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.