jak pies na łańcuchu, dlatego, żeby czasem od Mani dobre słowo usłyszeć... Ale co z tego będzie wkońcu?... Bóg wie!
— Naturalnie, że Bóg tylko wie, a tymczasem jedź do miasta. O tym jeometrze pogadamy później, bo jużci musisz raz przyzwoite miejsce dostać!
Podała mu rękę, którą on kilkakrotnie ucałował i wyszedł.
PANI BURMISTRZOWA JUŻ WYGRAŁA NA LOTERJI.
Na drugi dzień rano, dom pani burmistrzowej i jej męża trząsł się z oburzenia. Mania w kącie płakała, pani burmistrzowa napełniała powietrze złorzeczeniami i pogróżkami, a biedny burmistrz, ubrany w największy swój mundur, musiał się temu wszystkiemu przysłuchiwać.
Powodem chryi był mały, welinowy bilecik, nadesłany przez panią podsędkowę, następującej formy i treści:
- Łaskawa Pani!
- Z powodu ciągłej stagnacji między naszemi domami, jako też intryg względem Wielmożnego Łapandrowicza, przyjaciela nam bliskiego, tudzież, że tak powiem, wieści z Pani strony rozsiewanych po mieście, stosunki życzliwości i wizyt między nami utrzymane być nie mogą.
- Cecylja z Dyrdymalskich Bigosowicz,
- małżonka Podsędka i kawalera orderów.
- Łaskawa Pani!
Pani burmistrzowa co kilka minut odczytywała bilecik z taką napisany godnością i w końcu tej bolesnej lektury wykrzykiwała:
— Co ona sobie myśli?... ta lafirynda!... ta... Dyrdymalska z domu?
— Leonciu, uspokój się! — wtrącił nieśmiało burmistrz — widocznie oszalała baba, z przeproszeniem, jak cię poważam!
— Więc jeżeli oszalała, dlaczego jej do bonifratrów nie