roby w małą walizkę, wziął kilkadziesiąt egzemplarzy swojej rozprawy i wrócił do zajazdu zupełnie gotów.
— Cóż, niema innych furmanów? — spytał.
— Niema i nie będzie.
— W takim razie jadę z tobą.
— A ile pan da?...
— Jakto ile?... Chciałeś przecie trzy ruble.
— Nu, to prawda! ale teraz chcę pięć rubli. Poco pan nie dał zadatku?...
Pan Jacek napróżno gniewał się, targował, wychodził... Uparty Żyd nie opuszczał ani grosza i zmusił wkońcu do kapitulacji wielkiego publicystę.
— No, niech cię licho porwie!... Dam ci pięć rubli, ale pod warunkiem, że nikogo więcej nie weźmiesz.
— Kogo mam wziąć?... — spytał Żyd, podsuwając koniom szaflik wody.
Niebawem furman, jego pomocnik i sługa hotelowy wzięli się do zaprzęgania, a niedługo potem bryka unosząca Jacka i jego broszury potoczyła się ku Wydrwiszkom. Zaraz jednak za bramą oberży zatrzymały ją jakieś głosy płaczliwe i kilka fizjognomij płci obojej ukazało się w okolicach siedzenia.
— Co to jest? — zawołał mój przyjaciel.
— Nic, proszę pana! To tylko ten stary chce, żeby go trochę podwieźć!
— A cóż znaczy ta kobieta?
— To żona — ona go chce odprowadzić.
— Niegodziwcze! — krzyknął Jacek — mówiłeś, że nie będzie już ani jednej osoby!...
— Co to za osoby? Wiu! heta!... Oni takie osoby jak ja hrabia!
Za rogatkami zjawił się nowy pasażer i bryka stanęła.
— Czego stajesz?... dosyć tych popasów! — wołał zirytowany pan Jacek.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.