Tymczasem towarzystwo rozbiło się na pojedyncze grupy, z których każda miała coś do powiedzenia o innej. Panie sekretarzowa, kasjerowa, i pomocnikowa zarzucały doktorowej i jeometrzynie (obu warszawiankom) arystokracją i chęć pomiatania bliźnimi. Pani radczyni po raz dziesiąty opowiadała swój wypadek z nosiwodą, — piękna Eustachja pochylała skromnie główkę na lewo, a pani prezydentowa wspominała o swych stosunkach z księżną Drepudło, mówiąc:
— Ta pani nosi włosy tak, jak moja przyjaciółka, księżna Drepudło. — Albo: — Czy pan Utopowicz zna pałac księżnej Drepudło?
— Nie, pani! — odpowiedział Jacek.
— Szkoda! Ja się z nią wychowałam... O! inny los spotkałby mnie, gdyby nie to zamążpójście, ale mój mąż tak był we mnie zakochany, że...
— Panie i panowie! — przerwał w tej chwili doktór Puszczalski — zebraliśmy się tu... zeszliśmy się... zgromadziliśmy się...
— Poco?... naco?... — pytano.
— O tem powie wam już mój przyjaciel, pan Jacek Utopowicz z Warszawy.
W tej chwili pani prezydentowa opuściła salon, — pan Jacek zaś stanął jak piorunem rażony i milczał.
— Mówże! — szepnął doktór.
— Śmiało! — radził pisarz.
— Słuchamy! słuchamy!... — dorzucili podsędek i jeometra.
— Panowie i panie!... — zaczął Jacek. — Okoliczności, o których zamilczę, sprowadziły mnie... To jest, nie o tem chciałem mówić... Panowie!... panie!... solidarność, jedność... Nie!... Myślę, że najlepiej będzie tak... Gdzie moje broszury?
Broszury były w drugim pokoju, wniesiono je więc, a gdy znakomity literat począł je obecnym pokazywać, silna woń nafty rozeszła się po salonie.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.