dlatego, że była pod maską, posiadała dla mnie... siedem razy dwadzieścia — sto czterdzieści... tak jest, co najmniej sto czterdzieści powabów.
Cośmy mówili dalej, nie pamiętam. To tylko pewna, żem ukochaną kobietę zaprosił na kolacją. Jadła jak ptaszek, nie piła nic; zato ja, za jej zdrowie, wypiłem całą butelkę szampana — na klęczkach. Gdym ją błagał, aby uchyliła maskę, zerwała się i krzyknęła:
— Wolę umrzeć!
Upadłem jej do nóg i począłem błagać najsłodszym głosem:
— Czy pamiętasz pani „Bal maskowy“ Dumasa?... Chciałażbyś więc, abym był tak nieszczęśliwy jak tamten?... Chciałażbyś, abym za krótką chwilę upojenia widywał cię w gorączkowych snach z tą fatalną maską na twarzy i więdnął jak kwiat, napróżno oczekując rosy?... Ulituj się! Wszakże miłość dla nieznajomej i niewidzianej to najstraszliwsza męka na ziemi... Zostaw mi więc przynajmniej nadzieję, albo pozwól umrzeć u nóg twoich!...
Zamyśliła się, zwiesiła piękną głowę i zdejmując brylantowy pierścień z palca, rzekła:
— Weź to!... Zapomocą niego wkrótce poznamy się...
— To ty mnie poznasz — zawołałem nieprzytomny — ale jakże poznam ja ciebie?...
Nie odpowiedziała nic, tylko delikatnemi jak atłas rączkami zdjęła mi z palca pierścionek, który miałem od narzeczonej.
— Oddam ci go wkrótce — szepnęła — gdy się znowu spotkamy... bez maski!
Nie broniłem jej. Pierścionek mój wart był ze sześćdziesiąt rubli, lecz jej ze dwieście... Mój pochodził wprawdzie od narzeczonej, lecz czyż było podobna nie oddać go na kilka dni w zastaw kobiecie, do której przywiązała mnie ciekawość
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.