i namiętność, kobiecie — która miała dla mnie potargać swoje obowiązki!
Gdy ją odprowadziłem do dorożki, najczulszemi wyrazami zaklinała mnie, abym jej nie ścigał, i obiecała, że spotkamy się — najwyżej w ciągu paru tygodni. Potem, uniósłszy czarną koronkę swej aksamitnej maski, złożyła na mojem czole pocałunek, który mi prawie w popiół zamienił serce...
Jakieś sanki stały obok. Skoczyłem w nie, pijany szczęściem, i kazałem się odwieźć do domu. Jakże blado, obok tej nadzwyczajnej kobiety, wyglądała moja pulchna Klimcia, córka przemysłowca, który lubił siadać na niskich taburetach i przypatrywać się ludzkim butom!
Gdym wszedł do swego mieszkania i zapalił świecę, struchlałem... Jeden z guzików mojej kamizelki był rozpięty, a kosztowny chronometr buchaltera gdzieś przepadł! Zbiegłem nadół, po kilku ulicach szukałem dorożkarza, który mię odwiózł, lecz napróżno. Chronometr zginął i trzeba było pomyśleć o odkupieniu go. Ponieważ nie miałem pieniędzy, poszedłem więc do mego przyszłego teścia z prośbą o pożyczenie stu rubli. Stary poczciwiec dał mi je bez wahania, ostrzegając tylko, abym na drugi raz był uważniejszy.
Gdy buchalterowi wręczyłem pieniądze i, prawie ze łzami w oczach, opowiedziałem mu o naszej wspólnej stracie, dobry ten człowiek wstrząsnął głową i rzekł:
— Ha! trudno... Od ciebie wezmę sto rubli, choć każdy zegarmistrz za ów chronometr z zamkniętemi oczyma dałby mi sto pięćdziesiąt.
Ułatwiwszy się w taki sposób ze zgubą, po całych dniach teraz począłem rozmyślać o mojej nieznajomej. Ile ma lat? czy jest piękna? a nadewszystko, kim jest?... Pierścień, dany mi przez nią, schowałem jak świętość, każdy zaś numer „Kurjera“ odczytywałem jak Ewangelją.
Nareszcie, we dwa tygodnie po trzeciej maskaradzie, trafiłem na ogłoszenie: „Łaskawy znalazca złotego pierścienia
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.