Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

Taż sama bogata i świętobliwa staruszka dziesięć ostatnich lat spędziła prawie w niedostatku i osamotnieniu.
Ludzie przez ten czas nazywali ją skąpą i egoistką, a jej powóz i siwe konie, murowany dom i gotówka, kosztowne szaty i mnoga bielizna znikły gdzieś tak, że ich oko ludzkie nie widziało. Szczęśliwą jeszcze nazywała się w owej epoce, gdy w wypłowiałym, atłasowym płaszczyku, skulona i na lasce oparta, mogła chodzić do kościoła i Boga chwalić, gdy w swoim niegdyś domu mogła zajmować mały, ciemny i wilgotny pokoik i — wzmacniać schorzałe ciało łyżeczką ciepłej strawy, której z niechęcią udzielał jej pupil — a następnie opiekun i spadkobierca.
Stało się to zaś tak, jak będzie opowiedziane niżej.
Pewnego dnia, do kuchni JW. prezesowej wszedł jakiś młody, skromnie ubrany człowiek i nieśmiało zapytał o panią. Stara i trochę głucha służąca, wyrozumiawszy, o co chodzi, zaprowadziła go do salonu, gdzie właśnie matrona zwykła była spędzać dnie w wielkim fotelu, oddając się ćwiczeniom pobożnym według książki: „Wielbij, duszo moja, Pana!“ lub bawiąc się czytaniem rzeczy świeckich, a przedewszystkiem romansów w „Bluszczu.“
— A kto to?... — zapytała dama, widząc dwie osoby wchodzące i nie będąc pewna, która z nich jest proboszczem a która sędzią pokoju.
— To ja... Kurdybanowicz, do usług pani prezesowej — odpowiedział skromnie ubrany młody człowiek, zacierając pobożnie ręce i kłaniając się do samej ziemi.
Matrona przyłożyła do oczu złote binokle, a pewną będąc, że już dostatecznie obejrzała nieznajomego, poprosiła go, ażeby usiadł.
— A w czem to acanu mogę pomóc? — spytała, myśląc, że nieznajomy jest brunetem (jak jej nieboszczyk mąż w trzydziestym roku życia), choć on był na głowie trochę rdzawy i piegowaty na obliczu.