Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

wał ich, lecz pożycie było niemiłe. Każdy z nich sądził, że robi drugiemu łaskę, każdy uważał się za lepszego, obaj mieli różne nałogi i tradycje, obaj nie lubili się i nie dowierzali sobie.
Gdy wieść o zaręczynach Mieczysława z dorobkiewiczówną gruchnęła po świecie, ludzie poczęli panu Adamowi kłaniać się znacznie niżej niż dotychczas, pojawili się też nowi krewni w dalszym lub bliższym stopniu. I tylko pani jenerałowa, nawskroś legitymistka, kiwając głową, mówiła do Adama ze smutkiem:
— Źle się dzieje, kuzynie! coraz więcej mezaljansów na świecie... To zaś najgorsze, że i twój syn padł ofiarą tej zarazy.
— Ród nasz — odpowiadał pan Adam — posiada zbyt wiele czystej krwi, ażeby się miał lękać związków z dorobkiewiczami raz na pięć wieków.
— Raz na dwa wieki, kuzynie, raz na dwa wieki!... Boć to przecie w roku 16... wojewoda... ożenił się z drążkową szlachcianką. No, a teraz jest gorzej, znacznie gorzej! — Ten Rudolf nawet podobno nie szlachcic... — I powiedziawszy to, ostrożnie pod stołem wydobyła ze złotej tabakierki odrobinkę tabaczki. Pani jenerałowa robiła tak zawsze, ilekroć zdarzyło się jej mówić o nieszlachcie.
— Moja kuzyno — odparł Adam — nasienie dębu upada niekiedy na mierzwę, nigdy jednak nie widziano, aby zrodziło mierzwę, tylko dąb.
Jenerałowa westchnęła, a po chwili milczenia mówiła znowu:
— Wydajże przynajmniej Helenkę za Zenona. Chłopak wprawdzie nie ma tak bystrego umysłu, jaki dziś w modzie, no — ale zato posiada piękne nazwisko, majątek własny a przytem i po mnie otrzyma spadek. Twoja Helenka zaś jest wprawdzie piękna i dobrze wychowana, ale posagu nie ma, a dziś każdy pyta przedewszystkiem o posag...