— To jeden z guwernerów mego syna — odpowiedział Adam, ze smutnym uśmiechem.
— Dajcie mu pokój — odezwał się inny głos — pracować to smutna rzecz, on woli syna sprzedać...
— Motłoch! — szepnął pan Adam. — Wy każde poświęcenie dla idei nazywacie sprzedaniem się.
— Dlaczegożeś ty się dla niej nie poświęcił? — zapytano.
Pan Adam wpadł w gniew.
— Alboż nie poświęciłem się?... Albożem się nie wyrzekł dla dobra rodu kobiety, którą kochałem?...
— Cóż z tego za korzyść? — pytał dalej ktoś z tłumu. — Gdzie posag żony?... jakiż ten ród, którego ona była matką i wychowawczynią? Twoja córka ma wadę w sercu, a twój syn, zmęczony bezużyteczną pracą w dzieciństwie, dziś nauk ukończyć nie może...
— Dajcie mi pokój!... dajcie mi pokój!... — mówił Adam, upadając na fotel i zasłaniając uszy.
— Szatan niekiedy przybiera rozmaite postacie, aby kusić wiernych. Kto wytrwa, ten zbawionym będzie! — uspakajano go.
— Kto wytrwa!... — powtórzył Adam. — Ja wytrwam!... Mamże jedną chwilą słabości zniszczyć pracę kilkunastu lat; wyrzec się tradycji, pozwolić na to, aby zdenerwowanie Mieczysława ród zabiło, narazić się na przekleństwo przodków i potomstwa? Jakiem czołem ośmielacie się wy, ludzie jednodniowi, sądzić postępki moje, na których ciąży przeszłość i przyszłość. Co mnie obchodzą wasze idee, wasze opinje i wasze prace, podejmowane w tym celu, aby tuczyć was i wam podobnych? Mówicie o społeczeństwie? Albo społeczeństwo nie jest podobne do rzeki, która dlatego tylko nie rozlewa się i nie wysycha, że stare rody stanowią dla niej łożysko i wybrzeża? Czy ja wam przeszkadzam, abyście sobie nawzajem wyrządzali drobne usługi, w ciągu waszej przemijającej egzystencji? Jakiem więc prawem wy dręczycie mnie swemi wrza-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.