miastem poczęły przeciągać ptaki wędrowne. W elegancko a nawet zbytkownie urządzonym gabineciku siedziały dwie kobiety: jedną z nich była Helena, córka pana Adama, drugą jej towarzyszka, osoba bardzo żółta i bardzo poważna.
Panna Helena była uderzająco piękną. Miała ona grecki nosek, prześliczne usteczka, oczy czarne, pełne słodyczy, brodę nieco wydatną, rączki małe i przeświecające jak alabaster. Szafirowa, zapięta pod szyję sukienka i zebrane w jeden węzeł ciemne włosy podnosiły jeszcze bladość jej oblicza, na którem, niestety! widać było ślady znużenia i choroby.
Dama do towarzystwa była osobą o tyle starą, o ile dystyngowaną. Uwielbiała ona Burbonów, tytułowała się baronową i chętnie rozmawiała o protoplaście swej rodziny, o którym kronika jednej z wojen krzyżowych wspomina, że miał zaszczyt pilnować kozy i koguta, które wojownikom drogę do Ziemi Świętej wskazywały.
Dama w tej chwili skrzypiącym głosem czytała Chateaubrianda; ponieważ jednak robiła to samo codzień od lat kilku, Helenka więc nie słuchała nawet jej pełnych umiarkowanego uniesienia deklamacyj. Z wyrazem znużenia oparła główkę na grzbiecie fotelu i pragnąc czemśkolwiek myśl zaprzątnąć, poczęła oglądać się po swym pokoju.
Lecz nie zajęły jej ani pyszne sztychy pochylonych lub ku niebu wzniesionych twarzy kobiecych, ani drobne mebelki kryte szafirowym atłasem, ani marmurowe urny i wazony pełne kwiatów o zwieszonych gałązkach, szerokich lub podługowatych liściach — słowem nic. Warszawa, to miasto wesołe i gwarne, prócz odległego turkotu dorożki, nie karmiło jej żadnemi wrażeniami. Tu, w swym gabineciku, jak ptak w złoconej klatce, przepędziła ona kilka lat długich i nudnych. Jednostajności ich nie przerywały ani tańce, ani wizyty, ani zebrania liczniejsze, bo Helenka z powodu wątłego zdrowia tańczyć nie mogła, a pan Adam o wynalezieniu dla niej jakichś innych rozrywek nie miał czasu myśleć. Cóż więc jej pozo-
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.