miała jakiś sinawy odcień, na smutnie uśmiechniętych usteczkach można było dostrzec ślady gorączki. Oddychała szybko i niespokojnie, a gdy ojciec dotknął jej ręki, uczuł, że puls bije nierówniej jeszcze niż zazwyczaj.
— Kto tu?... — zapytała nagle przebudzona.
Szeroko otwarte oczy jej mocno błyszczały; uśmiechała się, lecz przez długą chwilę była nieprzytomna.
— Ach! to ty, papo? — dodała. — Czy już dzień?...
I znowu opadła na poduszki, ujęta snem chorobliwym. Gdy prezes schylił głowę, usłyszał ciężkie i nierówne uderzenia jej serca. Ogarnął go taki żal, takie jakieś osłabienie, że chciał uściskać, utulić to jedyne już teraz dziecko i — zapłakać. Ale że nie robił tego nigdy, że podobny objaw rodzicielskiej tkliwości wydawał mu się czemś nienaturalnem, cofnął się więc, z trudnością powstrzymując łkania. Znowu przypomniał sobie Mieczysława i począł w duchu oskarżać wszystkich i złorzeczyć wszystkim. Wszakże syn słabą kompleksją odziedziczył po matce? Wszakże to matka przeciążała go w dzieciństwie bezużyteczną pracą? To Grodek zapalił w nim namiętność do nauki i zachęcił do szkoły politechnicznej? To wreszcie najbliższym powodem samobójstwa była niecierpliwość tego bezwstydnego chciwca Rudolfa, który już dziś narzeka, że rozpoczął układy o nabycie ich dawnego majątku!
Słowem, w oczach tego szalonego marzyciela, winnym był cały świat, tylko — nie on sam. Nie on, który wybierał matkę dla swych dzieci i który wdzięki ich i zdolności robił głównemi czynnikami samolubnej i bezrozumnej walki przeciw duchowi czasu.
Stosunki Adama z Rudolfem zostały zerwane w sposób dosyć nawet gwałtowny. Przy pierwszem spotkaniu się, rozdrażniony Adam zarzucił swemu wspólnikowi chciwość i brak de-