a nawet, miejmy odwagę nazywać rzeczy po imieniu, zagapił, że — nie podał im ręki na odjezdne. Co gorsze, nie pożegnał ich nawet, a nim się upamiętał, sanki ruszyły. Zobaczył tylko przy blasku latarni ciemne kontury opakowanych dam i czerwoną twarz ciągle zagniewanego dorożkarza, który odwróciwszy się na koźle, jeszcze raz pogroził batem swemu koledze i nazwał go złodziejem i mechanikiem.
Teraz dopiero, gdy sanki już na dobre znikły, gdy nawet szczękanie ich dzwonków ucichło, pan Adam zmiarkował się, że zrobił ogromne głupstwo. Nie spojrzał w twarz młodej osobie (o starą mniej mu chodziło), nie przekonał się, czy jest ładna, nie dowiedział się czy jest panną, czy mężatką, ani gdzie mieszka. Wprawdzie w zwykłych warunkach, przy tak krótkiej znajomości, niepodobna było zasięgnąć tego rodzaju informacyj, panu Adamowi jednak, po niewczasie, zdawało się, że mógł to zrobić. Był więc bardzo zły!...
Ale gniew jego stanowił jakby niewielką czarną plamkę na jasnem tle innych uczuć, a przedewszystkiem jakiegoś niewytłomaczonego zadowolenia. Znajomy nasz z głęboką satysfakcją odświeżał w wyobraźni uścisk młodej osoby. Uścisk ten nie był wcale przypadkowy!... Młoda osoba nie traktowała jego dłoni tak, jak naprzykład poręcz od schodów, lecz uścisnęła ją ze świadomą sympatją. Pan Adam z doświadczenia wiedział (piszę to dla osób dorosłych), że rączki młodych kobiet są bardzo malutkie, bardzo cieplutkie, bardzo delikatne i wogóle bardzo — ale to bardzo miłe w dotknięciu; rączka jednak nieznajomej wszystkie owe przymioty posiadała w najwyższym stopniu. Zdawało mu się, że dotykając jej, poszedłby śmiało do piekła, gdzie zaś!... nawet do ślubu...
Dzięki tym nowym a dość oryginalnym wrażeniom i uczuciom, nasz znajomy nie nudził się już przez cały wieczór. Był on trochę kontent, lecz nie tak, żeby aż potrzebował skakać z radości. Był trochę zły, lecz nie posuwał się do zgrzytania zębami. Lustro, jak na kawalera bardzo duże, nieraz w ciągu
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.