zapomniał. Owe uściśnienie ręki, napozór podobne do mnóstwa innych, utkwiło w nim jak gwóźdź. Właściwie mówiąc, nie był to gwóźdź, ale gwoździczek, cieńki jak drut, a nawet trochę cieńszy. Był on przecież tak długi, że nietylko odzywał się w mózgu, lecz niekiedy dławił go w gardle, a czasem (ale to bardzo rzadko, prawie nigdy!) kłuł w serce. Uderzenie dzwonka, piaskowy kolor dorożkarskiego płaszcza, albo światło gazowej latarni, przypominały panu Adamowi nieznajomą. Niekiedy znowu przychodziła mu na myśl bez żadnego powodu.
Filozofowie mniemają, że serce człowieka ma popęd do wyciągania całego pasma rezultatów z każdego wypadku, skąd zapewnie pochodzi to, że pewien młodzieniec, zaproszony na obiad, zmartwił się niewymownie, gdy przyszedłszy na miejsce, zobaczył pożar w mieszkaniu swoich uprzejmych gospodarzy. Z tego samego zapewnie źródła płynął niepokój Adama. W życiu codziennem przywykliśmy nietylko do odbierania uścisków, lecz do widzenia jednocześnie twarzy osoby ściskającej i tysiącznych innych szczegółów. Lecz sam uścisk, bez tych niezbędnych dodatków, staje się czemś bardzo niezupełnem, a w wyobraźni pozostawia takie ślady, jakby się z widmem miało do czynienia.
Łatwo odgadnąć, że w ciągu tego czasu Adam gorliwie szukał nieznajomej. Badał on wzrost i ruchy każdej przechodzącej kobiety, jej ubiór, kształt ręki, wsłuchiwał się w dźwięk mowy, lecz — bez skutku. Nabył tym sposobem wielkiej biegłości w obserwacji, nabrał jeszcze większego gustu do młodych kobiet, ale poszukiwanej nie znalazł. Wkońcu, gdy każdy jej rys uchwycony i zapamiętany począł odkrywać w stu najrozmaitszych osobach, musiał uznać, że jego niewyraźne wspomnienia zatarły się. Dał za wygranę.
Taki rodzaj postępowania dziwnym wydać się może rozważnemu czytelnikowi. Przecież niejeden z nas gubił coś w życiu, lecz zamiast nieśmiałych badań, szedł wprost, jak
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.