sić musiał wypchaną torbę, zgryźliwego pieska i ich nieszczęśliwą właścicielkę, — w saniach pilnował, aby które z nich nie zginęło, a w przedpokoju swego mieszkania, postawił Mimi na podłodze, torbę na stole, z damy zaś zdjął kilkanaście kawałków rozmaicie podwatowanej odzieży.
Usiadłszy na miękkim fotelu, obok ciepłego pieca i otrzymawszy należny jej powadze stołeczek pod nogi, staruszka wpadła w paroksyzm wesołości.
— A co — zawołała — stęskniliście się za mną!... ho! ho! ja wiem, jak to przyjemnie mieć na wigilją kogoś, co bawić towarzystwo potrafi. Czy ty co mówisz, Feluniu?... Zato, żeście tacy grzeczni, nietylko wam postawię pasjans, ale jeszcze dam prezent. Patrzcie!... — dodała z triumfem, otwierając swoją tajemniczą torbę. — Oto jest spirytus kamforowy mojej własnej fabryki... A oto pigułki reformackie, które jeszcze dostałam od nieboszczyka przeora... Smarujcie się i zażywajcie oboje, a na przyszły rok... Na przyszły rok będziecie już musieli kupić choinkę... — zakończyła ciszej, a potem roześmiała się tak głośno, że aż Mimi zaszczekał.
W kilka minut później jowjalna staruszka głęboko zasnęła. Obok niej leżała nieodstępna torba, a u nóg spoczywał zwinięty w kłębek Mimi.
Lecz niedługo po szóstej, wszyscy znowu byli na nogach. W jadalnym pokoju nakryto stół i uświęcono go paczką opłatków. Stara dama znalazła się na honorowem miejscu i niebawem miano podać kolacją.
W tym czasie jednak, zdarzyła się rzecz dziwna i przykra. Należało podzielić się opłatkami i wypowiedzieć sobie różne piękne życzenia, lecz żadne z małżonków zrobić tego nie śmiało. I rzeczywiście, czego winszować sobie mogli młodzi gospodarze? Czy tego, że ich miłość w tak szczególny sposób ochłodła, czy tego, że mieli się rozdzielić?...
Kolacja już była gotowa, lecz pani Felicja nie miała odwagi kazać jej podawać, ani pan Adam pytać, co się
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.