Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

kobiet, a ze snów, loterji i wierszy miłosnych żartowała okrutnie.
Ponieważ ani na upór ukochanej córki nie było lekarstwa, ani na kupno pozostałej ćwiartki — pieniędzy, więc pan Hipolit rachował sobie tak:
— Ja wygram sto tysięcy, moja siostra także sto tysięcy, więc będę miał dwieście tysięcy. Że zaś i Edmund musi też wygrać sto tysięcy, więc ożenię go z Melcią i będę miał razem trzysta tysięcy. Szkoda wprawdzie czwartej setki, lecz zato kupię sobie kilka pożyczek premjowych, a Bóg mnie niezawodnie pocieszy. Zresztą i od trzystu tysięcy można mieć ładny procent...
Tak rachował i cieszył się nadzieją w chwili, gdy miał umysł swobodny. Ale kiedy nabywca kamienicy nie przysyłał pieniędzy i kiedy od własnej córki wypadało nieraz pożyczać ciężko zapracowane u fotografów kilka rubli, wówczas Hipolit tracił wiarę we wszystko. Wybiegał wtedy na miasto szukać choćby najskromniejszej posady dla siebie i postanawiał wydać Melcię choćby za pana Kazimierza.
Ów Kazimierz był człowiekiem niskiego pochodzenia, lecz ponieważ ukończył wyższy zakład naukowy, wszedł więc w towarzystwo nieco lepsze i otarł się trochę — choć niezupełnie. Majątku nie miał, tylko stryja kanonika, który mu obiecywał sukcesją i pomoc; ale że starzec był krzepki i do wydawania pieniędzy nieskory, więc sukcesja i pomoc odsuwały się na dalszy plan.
Cierpliwie czekając na łaskę stryjaszka, Kazimierz, jako wykwalifikowany chemik, wstąpił do dystylarni, gdzie miał niezłą pensyjkę na dziś, a świetne widoki na przyszłość. Mówiono mu półgębkiem, że gdyby mógł włożyć kilka tysięcy rubli w przedsiębierstwo, wówczas zostałby nawet dyrektorem, jako najzdolniejszy ze wspólników.
Niejaki znowu pan Gotlieb Schmupfke, piwowar dużej prawości i niemniejszego majątku, zachwalał często przed Kazi-