— A czy szwagier wie, że on chce oświadczyć się o Melcię?...
— A... a... a... siostra skąd o tem wie? — spytał Hipolit, ciągle nie patrząc na nią.
— Domyślam się.
— Chybaby oszalał!... oszalał!... — odparł ojciec niespokojnie, pocierając kark ręką.
Niedługo potem dał słudze do zmienienia papierek dwudziestopięciorublowy, upominając ją, aby nie zgubiła. Niewiadomo dlaczego przywidziało się ciotce, że pan Hipolit pieniądze te pożyczył od Kazimierza; prawdopodobnie jednak były to podejrzenia zupełnie nieuzasadnione.
Ku wieczorowi pan Hipolit odzyskał zwykły humor. Był wesół i dumny jak dawniej, opowiadał pocieszne facecje o zarozumiałości dorobkiewiczów i marzył o wygranej na loterji już w tych dniach. Z powyższych objawów podejrzliwa skutkiem starości ciotka, wnioskowała, że jej szwagier musi mieć w portmonecie jeszcze jeden niezmieniony dwudziestopięciorublowy papierek i w duchu upierała się przy zdaniu, że albo Pan Bóg Hipolitowi z nieba spuścił pieniądze, albo je Kazimierz pożyczył.
Uprzedzenia żółciowej damy były tak wielkie, iż w rozumowaniach swoich nie wahała się iść dalej i przypuszczać, że Kazimierz oświadczył się ojcu o Melcię i że został przyjęty.
— Najniezawodniej obiecał mu! — mruczała staruszka. — Ciekawa tylko jestem, co pierwej odda: czy jemu córkę, czy mnie moje pieniądze?
Zagadkowe pytanie to mogłoby naprowadzić na myśl, że pan Hipolit wiele rzeczy obiecywał, choć nie wszystko dotrzymywał. Ponieważ jednak wypadki podobne trafiają się ludziom najporządniejszym, nie widzimy więc powodu dłużej zastanawiać się nad niemi.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.