— Octu!... — krzyknęła ciotka.
— Jest wódka kolońska! — dodała Melcia, podsuwając choremu pod nos długą flaszkę.
— Aj! serce mi pęknie!... — biadał gość, a spostrzegłszy przy sobie pana Hipolita, dodał:
— Jeżeli pan chce, ja panu zaraz mogę zapłacić za te trzy ćwiartki... Och!
— Owszem... choćby natychmiast...
— No, ale pan musi coś dać odstępnego... Ach! jak mi serce bije... Czy państwo nic nie słyszą?
— Ileż pan chcesz odstępnego? — spytał Hipolit, siadając, dopiero bowiem w tej chwili uczuł brzemię swego szczęścia i osłabł.
Ciotka tymczasem, płacząc, modliła się, Melcia zaś z niekłamanem uczuciem całowała jej chude ręce.
— Ile ja chcę? — mówił gość jękliwie. — Ja dam jaśnie panu za trzy ćwiartki czterdzieści tysięcy rubli.
— Ja mam tylko dwie ćwiartki... Jedną ćwiartkę odstąpiłem memu kuzynowi...
— No, przecież i moja ćwiartka... — wtrąciła ciotka nagle, przestawszy płakać.
— Tak — poprawił się Hipolit — my mamy dwie ćwiartki.
— To ja państwu za te dwie ćwiartki dam gotówką dwadzieścia pięć tysięcy rubli...
— Ależ nam się należy trzydzieści dwa tysiące rubli! — zawołał gospodarz.
— To dopiero po wyjściu tabelki! — przerwał kolektor. — A tymczasem może być wojna, może państwu kto bilety ukraść...
— Nigdy!... — krzyknął Hipolit, blednąc i chwytając się za piersi.
— Co nie mają ukraść?... Jeszcze mogą zabić!... Aj!...
— Boże! ulituj się nad nami... — szepnęła ciotka.
Hipolit zamyślił się.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.