Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

rękę, skutkiem czego ojciec jej ze zdziwieniem przekonał się, że w ciągu kilku tygodni wypłynęło z kasy ogniotrwałej blisko cztery tysiące rubli.
W domu wszczął się rwetes. Ojciec i córka, podejrzewając, że ich ktoś chyba okrada, poczęli przypominać sobie wydatki, sumować je... Szczęściem wszystko się znalazło, ale nieszczęściem tylko w debecie.
— Wiesz, moje dziecko — rzekł pan Hipolit — że jeżeli tak dalej pójdzie, to wydamy nasze pieniądze jeszcze przed Nowym Rokiem...
— Bo też nigdy nie należy wydawać kapitału, tylko żyć z procentów.
— Bah! Ale skąd ich wziąć?...
— Niech ojciec kupi papiery. Mamy kursa w gazetach i możemy obliczyć, ile to będzie.
— A potrafisz?...
Melcia, zamiast odpowiedzi, wzięła do ręki kursa giełdy, narzędzia piśmiennicze i zaczęła rachować. Na wszelki sposób wypadał dochód roczny siedemset do siedmiuset dwudziestu rubli.
Obliczono jeszcze raz, sprawdzono...
Nie ufając pióru Melci, ojciec wziął się do kredy, lecz zawsze okazywało się jedno i to samo, a mianowicie — dochód zbyt mały.
Zkolei przyszły im na myśl banki, ale i najhojniejsze z nich nie obiecywały zbyt wielkiej różnicy w procentach, każdy bowiem brał duże, ale płacił skromne.
— O źle! — szepnął pan Hipolit. — Sześćset rubli płacimy za samo mieszkanie, więc na życie, służbę i przyjemności zostanie nam niecałe dwieście. Ha! — dodał — czekajmy!... — Jakoś to będzie.
Stara ta jak świat maksyma oburzyła Melcię. Poczęła ona tłomaczyć ojcu, że samo czekanie procentów nie powiększy, lecz zniszczy kapitał i że wypada raczej coś robić.