Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Piotr ze swej strony pił do południa herbatę z cytryną, stękał, jęczał i rozmyślał:
— Uuu! mój przyjaciel Hipolit to figlarz! Chciał mnie ożenić ze swoją córką i strwonić uczciwie zapracowany kapitalik. A przytem: w jakim on celu podarował mi pierścień?... kosztowny pierścień... Lękam się zdrady!... Kto wie, czy nie lepiej zrobię, wyjechawszy zupełnie z tego kraju, gdzie każdy czyha na to, aby wyzyskiwać ludzi uczciwych... Dwanaście procentów!... skąd ja będę brał takie procenta?
Trzeba jechać. Wycofam, co się da, a z zagranicy każdemu odeszlę jego należność, po strąceniu naturalnie tych lichwiarskich procentów, jakie obecnie płacę. Rozumie się, że odeszlę, złamany grosik nikomu nie przepadnie!... Dopiero przekonają się, co to jest człowiek z charakterem.
Tak więc każdy z obu wspólników, w kilkanaście godzin po zawarciu dozgonnej przyjaźni, rozmyślał o tem, aby swego kompana oszukać. Pan Piotr (był to nie dzisiejszy projekt) chciał ze swemi i nieswemi pieniędzmi umykać zagranicę, „gdzie nie wyzyskują takich jak on ludzi uczciwych,“ pan Hipolit zaś układał plan wydobycia od Piotra owych stu tysięcy, które mógł był wygrać Edmund, gdyby biletu nie sprzedał.
Tymczasem pieniądze płynęły jak woda. Wieść o wygranej napędziła panu Hipolitowi mnóstwo nowych przyjaciół, odświeżyła stosunki z dawnymi i ściągnęła wcale pokaźną cyfrę konkurentów do Melci, którzy mieli nazwiska, ogładę, dobre serca i widoki na przyszłość, lecz tymczasem cierpieli na chroniczną goliznę.
Wszystko to trzeba było karmić i poić znakomicie, gdyż każdy wybornie znał się na kuchni i smak miał przewybredny. W domu Hipolita dzień w dzień odbywały się uczty, pochłaniające dziesiątki i setki rubli. Nadomiar bowiem złego, wypadało często grać w karty z panami poważniejszymi i pożyczać pieniędzy młodzieńcom dystyngowanym.