— Dziś jakoś nie mam pamięci do rachowania... Możeby już kiedy indziej?...
— Wybornie!... Napisze pani do mnie bilet i ja przyjdę.
— Tak! tak!... — odparła szybko, zawijając papiery i obwiązując je sznurkiem. — Napiszę... napiszę!...
I zatrzymała paczkę na kolanach, widocznie nie chcąc jej chować przy Kazimierzu.
Teraz młody człowiek wstał i pożegnawszy stroskaną ciotkę, począł zabierać się do wyjścia. Gdy już był we drzwiach, dama krzyknęła:
— Panie Kazimierzu!... wróćże się, wróć... jeżeli Boga kochasz!
— Co pani każe? — spytał, stojąc w progu.
— Chodźże tu... Oddam ci pieniądze!
Ale gdy Kazimierz chciał zdjąć paleto, znowu rozmyśliła się i rzekła:
— Albo — wiesz co?... Idź już lepiej do domu! Napiszę do ciebie...
Tym razem wice-dyrektor wyszedł naprawdę, staruszka zaś poczęła zakładać łańcuszek, zamykać zatrzask i obracać kluczem. Robiąc to z podwójną ostrożnością, mruczała:
— Nikomu wierzyć nie można... Muszę zakopać, o muszę!... Jeżeli mnie zabiją, nic przynajmniej nie zabiorą!
Kazimierz zaś, idąc ku domowi, myślał:
— A to im się udało! Niech djabli raczą wziąć takie wesołe szczęście...
PAN PIOTR ZACZYNA WYKONYWAĆ SWÓJ PROJEKT, KTÓRY
KOŃCZY PAN EDMUND W SPOSÓB DOŚĆ NIESPODZIEWANY.
Hipolit nie na żarty bliskim był powtórnej ruiny. Nabywcę jego kamienicy zlicytowano, a pozostała suma spadła z hipoteki. Skutkiem tego dawniejsi wierzyciele Hipolita,