Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

sądowych, w sposób bardzo dwuznaczny: Edmund bowiem powoływał się na niego jako na świadka, a Piotr wprost oskarżał go o podmawianie do napadu. Najmniej wymagający, najskromniejsi znajomi zerwali z nim stosunki, a resztka pieniędzy rozchodziła się tak szybko, że z całą ścisłością obrachować można było, w którym dniu nie wystarczy na obiad.
Pan Hipolit chciał sprzedać meble i wynająć opłacone do świętego Jana mieszkanie; ale tuzinkowi kupcy za sprzęty dawali bajecznie małą sumę, a do mieszkania nikt się nie zgłaszał. Trzeba było stąpać po dywanach, siadać na aksamitnych fotelach, potrącać głową o kosztowne portjery i przy tem wszystkiem — myśleć o głodzie!
A było ich znowu troje: pan Hipolit, Melcia i... zgadnijcie kto trzeci?... Może sługa?... Nie! gdyż zubożeli państwo musieli poprzestać na najemnicy. Więc któż? Oto ciotka, ta sama, która współcześnie z nimi wygrała na loterji, lękała się o swoje pieniądze, opuściła ich dom, a dziś znalazła się zpowrotem, ale biedniejsza od najbiedniejszych nędzarzów!
Historja pogodzenia się członków jednej rodziny, których szczęście zwaśniło, jest bardzo zajmującą. Opowiem ją w kilku wyrazach.
Na drugi dzień po spaleniu przez Edzia pieniędzy panu Piotrowi, Melcia i jej ojciec udali się do ciotki z prośbą o pomoc. Wszyscy podejrzewali, iż Piotr musi mieć jeszcze ukryte fundusze, pan Hipolit więc, łącznie z innymi wierzycielami kapitalisty, postanowili go procesować i bodaj na Lesznie zamknąć, jeżeliby nie zaspokoił ich dobrowolnie. Lecz na proces potrzebne są pieniądze; Hipolit ich nie miał, musiał zatem prosić o nie ciotki.
Gdy przez zamknięte drzwi Melcia zarekomendowała się staruszce, ciotkę opanowało tak silne wzruszenie, że ledwie mogła poodsuwać zatrzaski i poodczepiać łańcuszki. Zobaczywszy zaś szwagra i siostrzenicę w ich naturalnym kształcie i wielkości, zaniosła się od płaczu, że ją ledwie utulono!